26.03.2016 01:15
W ostatniej chwili
Otworzyłem puszkę piwa Stela i zrobiłem łyka. Trochę zawiedziony decyzją że je piję bo przecież za oknem było słonecznie i plus 12. Piekarnik w kuchni trzymał 200' a kaczka w środku skwierczalła w pierwszej fazie pieczenia. Miała być gotowa dopiero za godzinę. Wtedy coś mnie tkneło. Zagadałem do dziewczyn i oznajmiłem że wyskoczę szybko na malutkie kulłeczko żeby zrobić kilka fotek motorkowi przy zachodzie słońca. Wyprowadziłem Tuono z garażu i uruchomilem silnik żeby nabrał temperatury. Cztery minuty później byłem już przebrany w motocyklowy kombinezon. Kiedy wszedłem spowrotem do ogrodu otoczonego wokół drewnianym płotem, wypełniony był bogata mieszanką pracującego na ssaniu silnika.
Przeprowadziłem moto przez wąski tunel o szerokości kilka centymetrów większej niż szerokość kierownicy. Czynność ta opanowana jest przezemnie do perfekcji. Bez większych ceregieli wsiadłem na aprilie i ruszyłem z kopyta. Dokładnie wiedziałem którą drogą pojadę. Nie chciałem jechać na wybrzeże przy użyciu express way więc naturalnie wybrałem drogę bocznymi drogami.
Motocykl warczal jak zwykle głośno. Sportowy filtr ze sportową puchą plus zmieniony chip w junicie serujacym silnikiem na sportowy dają własnie taki efekt. Na początku jeszcze mi to pasowało, ale po czasie jest to męczące. Decybele są nie do wytrzymania. Obiecuję sobie za każdym razem ze włożę stopery i nigdy tego nie robię. Nie mam wystarczająco cierpliwości żeby upchać je po uszach. Samo włożnie całej zbroii zajmuje sporo czasu i zawsze robię to w pośpiechu jakby ktoś miał zabrać mi motocykl i nigdy go nie oddać.
W końcu ruszyłem i nie pieściłem się z manetką gazu. Na drodze łączącej dwie główne drogi, gdzie szerokość asfaltu ograniczona jest do przejazdu jednego auta, zdrowo sypnolem z garści. Tak po prostu. Spontanicznie. Wysokie drzewa po obydwu stronach drogi nienaturalnie wygieły się do tyłu w efekcie dużej prędkości. V dwa zagrało pięknie. Przepiolem kilka do góry i już było ponad sto sześćdzieśąt. Gwałtowne hamowanie i skręt w prawo. Tam dużo wolniej, bo w terenie zabudowanym. Poza nim dynamicznie. Droga wiała się to w prawo to w lewo. Z górki i pod górkę. W końcu dojechałem do niechcianej express way i zmuszony przejechać nią kilka kilometrów puściłem lejce. Ciekłokrystaliczny wyświetlacz o czerwonym podświetleniu wskazał dwieście szesnaście na godzinę. Przytrzymałem jeszcze chwilę manetkę i zwolniłem do stu sześćdziesięciu. Trzymalem tą prędkość i szybko zbliżałem się do obszernego rąda które znam doskonale. Jest ono na drodze którą dojeżdżam do pracy więc mam je w bazie danych mojej głowy. Wytrzymałem do samego końca i tuż przed nim nacisnołem klamkę przedniego hamulca redukując z sześć do dwa. Tylne koło nawet na ułamek sekundy nie staciło obranej przezemnie lini. Balans ciałem do lewa aby zaraz po tym przerzucić motocykl przez pion i wprowadzić w głębokie prawe złożenie. Opony były ciepłe i trzymały dobrze. Tył delikatnie stracił na stabilnosci kiedy oparł sie na rancie zamykając szerokosc kapcia. Gaz trzymałem otwarty w jednej pozycji i delikatnie kontrowałem balansując ciałem. Zaraz potem przeżucilem moto do lewa żeby opuścić rondo. Wtedy wciąż płynnie lecz w fazie przyspieszania aby na prostej dać pełny ciąg. Górna część tyłka oparła sie o ogranicznik między siedzeniami, przerywając ześlizgiwanie się mojego dupska.
Tak wiem że znowu było szybko, ale przyznam że jestem chyba uzależniony od takiego stylu jazdy. Może dlatego że po całym tygodniu spędzonym za kierownica ciężarówki potrzebuje odreagować i przewietrzyć czaszkę.
Dojechałem na miejsce jeszcze przed zachodem. Zrobiłem kilka fotek, wysmarkałem nos i przetarlem oczy od łez, od pędu powietrza. Lubię ten spokój po burzy. Kiedy szalejace tornado wokół całego mnie zamienia sie w bezwzględną ciszę. Nawet przejeżdżający golf dwa na sportowym wydechu nie burzy efektu spokoju.
Jutro ma juz padać więc cieszę się że udało mi sie zrobic kilka kilometrów, jak i wyssać sporo endorfin z pędzącego powietrza.