Najnowsze komentarze
Dzięki chłopaki. W Londyńskim ruc...
Jeździłem i potwierdzam. Dobre to ...
Okularbebe2 do: KTM 1290 Super Duke R
Dzięki ! Tak właśnie to powinno zo...
Coś w tym jest co piszesz. Lepsze ...
czasem stary hebel ma więcej chara...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

23.08.2016 04:15

V-max vs XJR1300

    Wakacje mają to do siebie że dzieją się podczas ich trwania rożne, ciekawe rzeczy. Plan był taki, aby uruchomic moją Hondę cb250rs. Wyciągnełem ją z pod zamkniętej wiaty na światło dzienne, zdejmując wcześniej prześcieradło którym była nakryta. Gruba warstwa kurzu spoczywała na każdym centymetrze kwadratowym motocykla. Przetarlem ją delikatnie szmatką żebym mógł na niej usiąść. Wydawła się jakaś taka oklapnięta, nie tyle co przód lecz tył motocykla. Może dlatego sprawiała takie wrażenie bo wszystkie nowsze motocykle, z którymi miałem ostatnio do czynienia, mają zadarte ogony do gory. Podładowałem baterie która była wyciągnięta z motocykla rok wcześniej, napompowałem koła do należytej wartości 2.2 kpa, nalałem świeżego paliwka. Przekopem motocykl, aby po kilkudziesięciu próbach w końcu zagrał jednocylindrowiec. Przyznam że było to dość wyczerpujące. Robiłem to w sandałach, więc odcisk miałem piękny na pół stopy. Silnik pracował lecz nie trzymał wolnych obrotów, kiedy zadzwonił tel:

    - jedziesz już do nas?

    - właśnie wychodzę, muszę tylko wsiąść do auta

    - pospiesz się, nie będziemy czekać na ciebie całej wieczności!

    Tak to mniej więcej wyglądało. Całe życie w biegu, nie mając wystarczajaco czasu żeby nawet odetchnąć przy rozruchu motocykla. I tak też musiałem ją pozostawić, z pracującym silnikiem bez wolnych obrotów. Obiecałem jej, że jeszcze do niej wrócę.

 

 

    Szereg garaży powstałych z betonowej płyty tworzyły pewnego rodzaju getto, uwięzionych w nich mechanicznych konstrukcji. W jednym z nich zaparkowane były motocykle kolegi: XJR1300 i V-max. Obydwa czarne jak smoła. Widac było tylko ich zakupki w głębi garażowego sześcianu, czy raczej piekarnika. Temperatura wewnątrz, w letni wieczór była nie do zniesienia. Staliśmy na zewnatrz, kiedy padło stwierdzenie:

    - jak chcesz to mozesz wziąć v-max'a

    - jak to wziąć, tak po prostu?

    - zrobimy małe kółko zapoznawcze

    - super, będę zaszczycony!

    Cb 250Rs została więc w garażu ze względu na brak wolnych obrotów, zastąpić ją miała yamaha v-max. Czułem pewnego rodzaju zaniepokojenie zmieszane z wyzwaniem. Motocykl ten nie należał do łatwych w prowadzeniu, o ile nie ciężki i toporny. Trzeba było miecć sporo doświadczenia aby móc popchnąć go w kierunku czerwonego pola na obrotomierzu. Do zwykłego pyrkania nadawl się prawie każdy, wiedziałem natomiast że wolno nie będzie.

    Kiedy dotarłem na miejsce z całym motocyklowym ekwipunkiem, decyzja została zmieniona:

    - pojedziesz jednak XJR, ja wezmę v-max'a

    - spoko, może to nawet i lepiej.

    Poczułem pewnego rodzaju ulgę i odprężenie. To była dobra decyzja. V4 o pojemności tysiąca dwustu centymetrów sześciennych zamkniętych w wiotkiej ramie, potrafiły rzucić człowiekiem o glebę, dosłownie i w przenośni.

    Rozpoczęliśmy jazdę. XJR zapaliła bez zająknięcia na zimnym silniku. V4 potrzebowało trochę więcej czasu i wysublimowanej wiedzy związanej z odpowiednim zarządzaniem ssaniem i operacją rolgazem, aby w końcu usłyszeć gulgot lokomotywy. Jechał z nami jeszcze kolega B, na yamasze TDM900. Pogoda była taka sobie, deszczowe chmury wisiały w powietrzu. XJR wprowadzała w bardzo przyjemny nastrój zaufania o podkładzie dużej ilości niutonometrów. Zmieniała kierunek jazdy niezwykle łatwo, tak jak sobie tego życzyłem. Sto kilka koni mechanicznych w zupełności wystarczało aby utrzymać się za TDM która narzucała tempo. Zegary były czytelne a kolanka znacznie rozchylone, aby objąć 21 litrowy zbiornik wypełniony pod korek benzyną.

    Toczyliśmy się w wolnym tempie przez pierwsze kilkanaście kilometrów, kiedy v-max kolegi G gwałtownie odjechał na długiej prostej. Odczekalem chwilę żeby dać pierwszeństwo jadącej przede mną TDM. Niestety kolega B nie zareagował wogóle. Wyprzedzilem go i podgonilem do jakiś 190 km/h aby powolutku zbliżać się do czarnego monstrum przede mną. W tym tempie szybko dojechaliśmy do skrzyżowania dróg. Podjęliśmy decyzję aby skręcić w lewo. Nawierzchnia była nowa, w idealnej kondycji i mokra. Jechałem jako ostatni, obserwując jak przy niewielkim dodaniu gazu v-max tracił przyczepność i ślizgał sie jak na lodzie. Przypominało mi to moją RSV Tuono, która obuta była w zleżakowaną oponę o twardości skały. Ślizgałya się niemiłosiernie, nawet na trzecim biegu podczas gwałtownego otwarcia przepustnic. Różnica była taka że w aprilii był laciek 190mm a w v-max'ie zaledwie 150mm przy wysokości 90! Wygląd opony pasował do stylizacji motocykla lecz kompletnie nie zapewniał odpowiedniej trakcji. Ludzie którzy stworzyli yamahę byli naprawdę szaleni. Jak można było zastosować tak wąskie jelito do tak gigantycznego momentu obrotowego! Takie były to czasy, końcówki pierwszej połowy lat osiemdziesiątych.

    Jechaliśmy przed siebie, kiedy G znowu sypnoł z garści. Tym razem zareagowałem natychmiast. Zaczęła się prawdziwa pogoń gdzieś na powiatowych drogach, o zerowym natężeniu ruchu. W XJR której dosiadałem szybko poczułem opór na manetce gazu. Skoncentrowany byłem na czarnej bestii przede mną jak i na szybkości zmiany biegów. Ze sprzęgłem trwało to całą wieczność, więc robiłem to bez jego użycia, przy delikatnym ujęciu gazu, żeby zmniejszyć naprężenia i zmaksymalizować płynność operacji. Prędkość była ogromna. Nie patrzyłem na czarne zegary z białymi igłami, choć kątem oka, przy głowie pochylonej tuż za nimi widziałem ich wychylenie. Perspektywa szosy prowadziła nas wprost do ciemnego, leśnego tunelu. Światlo stopu w lokomotywie przede mną nie zapalało się. Trzymałem się za nią w odległości kilkudziesięciu metrów. W końcu błysnęło. Wciśnolem klamkę przedniego hebla i w tej samej chwili wyprostowalem tółw. Zakręt był ostry. Docisnołem hamulec jeszcze bardziej słysząc coraz głośniej tarcie klocków o podwójne tarcze o średnicy 298mm. V-max zaczoł wykonywać głębokie złożenie, walcząc z potężnymi siłami odśrodkowymi wypychajacymi motocykl do zewnątrz. Praca ciała G mówiła sama za siebie. Dawał z siebie wszystko aby wyjść z niego cało. Wiercił się na siedzeniu aby utrzymać w ryzach wściekłe prawie 300kg gorącego metalu. XJR prowadziła się pewnie choć moment prostyjacy był ogromny. Złożyłem się glęboko i wychylilem ciało maxymalnie do wewnętrznej. Na wyjściu z zakrętu pełen ogień, jeszcze w złożeniu. Tylne koło traciło przyczepność, lecz dwa amortyzatory marki ÖHLINS nie pozwalały na to. V-max na wyjściu straciła trakcję a tylne koło uciekło na kilkanaście centymetrów w bok. W ułamku sekundy kierowca odzyskał ją. G obejżał się o 180' i popatrzył na mnie przez czarną szybę kasku, uwielbiał dynamiczną jazdę, odnowił uścisk na kierownicy i poszedł pełnym ogniem.

    W tych warunkach natychmiast dojechaliśmy do jakiejś wioski. Zwolniliśmy, aby poczekać na TDM. Kiedy wyrównaliśmy trzy motocykle, B powiedział że jesteśmy siebie warci, uśmiechając się pod nosem. W kilka sekund pózniej, kiedy zajmowałem skrajną cześć swojego pasa, usłyszałem explozję dzwieku fał cztery wraz z piszczącą gumą. W chwilę po tym zobaczyłem czarne monstrum wyprzedzające mnie z dymiącą tylną oponą. QRWA! ależ to chodzi, pomyślałem.

    Na wyjeździe ze wsi postanowiłem przejąć pałeczkę. Wyprzedziłem v-maxa, pokonałem sekwencję wolnych zakrętów, aby na wyjściu dokręcić rolgaz do końca. Zerknołem w lustro aby sprawdzić co dzieje się za moimi plecami. G był tuż za mną. Zgarbilem się ponownie tuż za zegarkami i przepiołem wszystkie pięć biegów w górę, kręcąc silnik do prawie czerwonego pola. Nie odbijałem się od ogranicznika, ponieważ silnik tracił na ciagu niewiele przed tym. Najprawdopodobniej linia momentu obrotowego zaczynała wtedy swój spadek i nie było sensu kręcić go bezmyślnie do końca. Po jakimś czasie przymknołem manetkę i oddałem pałeczkę. Jechaliśmy w tym tempie dobre kilkanaście minut. Mięśnie rąk bolały niemiłosiernie. Kierownica musiała być trzymana z całych sił żeby utrzymać motocykl w ryzach. We wsiach był czas na ich rozluźnienie, aby stężenie kwasu mlekowego obniżyło swój poziom. Bez tego jazda byłaby niemożliwa, przynajmniej w moim przypadku.

    Na jednej z ostatnich długich prostych, o nawierzchni wyjątkowo nierównej, gdzie łat było kilkanaście na metrze kwadratowym, v-max złapał shime. Zaczęło trzepotać nim nim niemiłosiernie. Uzmysłowiło mi to w tej samej chwili że motocykl został popchany do końca. Do końca własnych możliwosci. Wyciśnięte było 101% jego możliwości. Obserwowałem wszystko z tyłu, z odległości kilkunastu metrów, jako jedyny widz jedynej w swoim rodzaju sceny, jednego aktora i jego maszyny. Zciągneło motocykl do pobocza, na odległość nie większą niż 20cm od wypalonej przez słońce trawy, podrywając ją w powietrze jak i rozdmuchując zalegający tam kurz. Nie wyglądało to na niebespieczną sytuację, bynajmniej nie bardziej niż do tej pory. G aby zapanować nad dynamicznie rozwijającą sie teraźnieszością tamtej chwili, wyciągnoł lewą nogę i wychylił ją maksymalnie jak mógł, identycznie jak zawodnicy z moto gp. Dawał z siebie wszystko aby uspokoić trzepoczący motocykl i pokazywał jednocześnie ogromne doświadczenie i trzeźwość umysłu. Podobnie jak piloci samolotów, ich umysły są jedyne w swoim rodzaju, potrafią działać wyjątkowo wydajnie i trafnie w sytuacjach dużego zagrożenia. Był to moment prawdziwej, czystej motocyklowej szermierki. Wystawiona noga miała za zadanie powstrzymać zciaganie motocykla dzięki przeciw wadze, jak i ustabilizować go, przez inną aerodynamikę przepływającego powierza. Motocykl wciąż trzęsł się niemiłosiernie wytracając powoli prędkość. W końcu odkleił się od krawędzi jezdni i zbliżył się do jej środka, aby znowu podgonić tempo. V-max znowu złapał shime. Tym razem G zciągnoł dwie nogi z podnóżków i ciągnoł je za sobą w powietrzu, stabilizując pędzącą kulę. Wyrównałem XJR1300 którą prowadziłem w stosunku do pędzącej czarnej lokomotywy. Wyciągnełem zacisnietą pięść i zbliżylem ją do G, gratulując umiejętności. Uśmiechnoł się i powiedział że nie pamięta kiedy ostatnio tak poganiał.

    Zatrzymaliśmy motocykle aby poczekać na TDM900. Maszyny stygły, oddając ogromną ilość ciepła, skwiercząc jak kiełbasy na grilu. Pęd ustał. Łańcuch XJR był wyciągnięty jak stare kalesony a seryjny wydech nabrał złocistej barwy z oryginalnej srebrnej.

 

Wiem że wielu z Was będzie miała uwagi do tego co napisałem. Doskonale to rozumiem. Myślę że duża nasza cześć miała w swojej motocyklowej karierze podobne zdarzenia. Dlatego że motocykle oprócz tego że potrafią nas relaksować podczas wolnej jazdy, potrafią również ponieść jak dzikie zwierzę. Takie właśnie są, wielowymiarowe. Rezonują razem z nami a my rezonujemy razem z nimi. Ten wyjazd dał mi bardzo wiele. Pokazał że w czystym szaleństwie może być bezpiecznie, ze wzgledu na naturalny instynkt samozachowawczy, jak i prawdziwe, wyuczone latami umiejętności balansu na złotej nici motocyklowego śladu.

 

 

 

    P.S Cb250 rs odzyskała wolne obroty i pozwoliła na wykonanie niewielkiego kółka. Wciąż jeździ i ma się świetnie.

 

 

 

Pozdro

 

 

Only to fly

 

Komentarze : 7
2016-08-30 15:26:13 Calmly

Dzięki za uwagi JT, napewno poprawie

2016-08-30 15:09:05 JT

Fajny tekst, ale masa byków. "Wyciągnełem", "sypnoł"...

2016-08-29 20:32:19 IrekST

Hej, fajny ciekawy wpis. XJR zawsze mi się podobała, lubię motocykle w klasycznym wydaniu i strasznie szkoda że zaprzestają ją produkować. A na V-maxa nie wiem czy bym wsiadł, chyba bałbym się podobnie jak Ty.

2016-08-24 12:46:28 okularbebe

Nie mam pojęcia ale sądząc po tym, co tutaj wypisujemy to pewnie tak:-)

2016-08-24 11:23:47 Calmly

Mam pytanko chłopaki w związku z gorącymi tematami. Trzeba spełniać jakieś specjalne warunki żeby tam trafić?

2016-08-23 18:20:43 jazda na kuli

konkretne sprzęcicha !

2016-08-23 08:46:22 okularbebe

Taaa...

  • Dodaj komentarz