Najnowsze komentarze
Dzięki chłopaki. W Londyńskim ruc...
Jeździłem i potwierdzam. Dobre to ...
Okularbebe2 do: KTM 1290 Super Duke R
Dzięki ! Tak właśnie to powinno zo...
Coś w tym jest co piszesz. Lepsze ...
czasem stary hebel ma więcej chara...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

12.09.2016 04:28

British Moto Gp na Silverstone

    Czas znowu zatoczył koło, o ile wogule można tak to napisać. Miara czasu jest pojęciem bardzo wzglednym i na dobrą sprawę nie istnieje on wogule. Jest tylko przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. No ale nie będę się rozwodził nad tym, bo nie o tym chciałem napisać. Zejdę więc na ziemie.

    Późne lato, a nawet jego końcówka czyli początek sierpnia, wiąże się z tym że odbywa się runda moto Gp na torze Silverstone. Od kilku lat tak się składa że dane jest mi na nią jeździć. Dosłownie dane. Kolega który mieszka kilka domów obok załatwił w pracy dwie wejściówki, więc wystarczyło tylko dotrzeć na miejsce. Ma on podobne zainteresowania do moich. W jego garażu stoi GSXR750, model L2 który dostał ostatnio sportowy wydech, filtr powietrza i power commander, który dopełnia czynności podnoszących dynamikę silnika. Suzi jeździ teraz jeszcze szybciej, ma większy moment obrotowy, ponad 160 KM i jest po prostu drapieżna.

    P który właśnie wrócił z wakacji nie chciał jechać na wyścig moto Gp motocyklem, ponieważ spędził jedyne 27h za kołem kierownicy swojego mercedesa E270 i dał mi do zrozumienia że lepiej będzie pojechać tam autem. Zgodziłem się i zaproponowałem że możemy pojechać moim wózkiem.

    Po godzinie ósmej rano, kiedy dzielnica jeszcze spała po sobocie, siedzieliśmy wygodnie w nie do końca zagrzanym wnętrzu V70tki. Słoneczko na wschodnim wybrzeżu wyspy świeciło pięknie. W miarę zbliżania sie do toru, a tym samym zagłębienia się do centrum wyspy, pogoda zmieniła się na pochmurną i wietrzną. Wogóle mnie to nie dziwiło. Po pierwsze sprawdziłem wcześniej pogodę, a po drugie to przecież British moto GP.

    Dwie i pół godzinki wystarczyło żeby dotrzeć na miejsce, nie łamiąc znacznie brytyjskiego prawa drogowego i pokonać 200 km. Maksymalna prędkość na autostradzie to jedyne 112km/h, czyli 70mil/h. Żenujące wiem. Kultura ich jazdy też pozostawia wiele do życzenia. Brak używania kierunkowskazów, lusterek, dbania o innych uczestników ruchu. Jeżdżą troche jak emeryci i są ogólnie mało życzliwi, nie zawsze, ale w większości przypadków. Tak czy inaczej dotarliśmy na miejsce, zaparkowaliśmy auto na trawiastym parkingu i poszliśmy pieszo w kierunku toru, gdzie umówieni byliśmy z Rob'em który miał dać nam wejściówki.

    Parking motocyklowy przez który musieliśmy przejść, żeby dostać się do bramy, wypełniony był po brzegi wszystkimi możliwymi modelami jednośladów. Nie byłem w stanie zrobić jednego kroku bez zatrzymania się i wnikliwej obserwacji mijanych motocykli. Było tam bezwzględnie wszystko. Od starych motocykli zasilanych gaźnikiem, po najnowsze modele z pakietem elektroniki o jakiej nawet nam się nie śniło, jeszcze dziesięć lat temu. Połyskujący lakier, układy wydechowe kosztujące krocie, akcesoryjne klamki, podnóżki. Kaski rożnych marek przypięte do motocyki, najnowsze ogumienie, często zagotowane od sportowej jazdy po torze. Wszystko to tworzyło wyjątkowy klimat. Jak okiem sięgnąć motocykle obok toru wyścigowego, na którym człowiek mierzy się z maszyną i popycha ją jak i siebie do ostatecznych granic.

    Rob to wporzadku gość. Podjechał po nas firmowym autem z jego dziewczyną na pokładzie. Ucieliśmy krótką pogawędkę kiedy jechaliśmy na wewnętrzny parking Silverstone. W środku również można było na czym zawiesić oko. Auta jakie były tam zaparkowane należały raczej do grupy bardzo drogich, nie wszystkie lecz spora ich cześć. Nissan GTR, Ferrari, Aston Martin, Bentley i takie tam. Przyznam że nie robiły na mnie aż takiego wrażenia. Wyglądały oczywiście wyjątkowo dobrze, lecz nie wzbudzały emocji.

    Wejściówki które mieliśmy upoważniły nas do wejścia na padock. Lubię tam przebywać ponieważ można oglądać wszystko od podszewki jak i spotkać na nim kierowców wszystkich klas moto, twarze telewizyjne, legendy sportu. Pamiętam kiedy byłem młodym człowiekiem, nie posiadającym motocykla, ojciec zabierał mnie na wszelakiego rodzaju rundy motocrosowe czy rajdy enduro. Znał wielu ludzi z tamtego świata więc mógł dzielić się tym ze mną, a ja czerpałem z tego pełnymi garściami. Uwielbiałem te wypady. Były moim motorem napędowym tamtych czasów. Nie liczyło się wtedy nic, tylko tematyka motocyklowa i rozmowa przede wszystkim o nich. To były piękne czasy lecz nie tak świadome jak dzisiejsze.

    W tym roku na Silverstone nie widziałem aż tyle znanych ludzi co w zeszłym roku. Kiedy szedłem z P w kierunku port cabin, gdzie mieścił się dział logistyczny i całe zarządzanie sygnałem telewizyjnym, zobaczyłem znaną osobę. Szepnolem do P - Dani Dani - lecz on nie usłyszał. Dani Pedrosa przejechał obok mnie na skuterze, obserwując moją twarz kiedy ja wnikliwie obserwowałem jego. Był promieniujacym, niskim człowiekiem, o wzroście oscylujacym na poziomie nie większym niż 170 cm. Miał czarne włosy w które wplecione były siwe włosy. Wyglądał zupełnie inaczej na żywo niż w Tv, był bardziej dojrzały. Paweł powiedział że pierwszy raz widzi chłopa i że nie zna ich z imienia...

    Następna osoba którą miałem okazje widzieć, to dobry kumpel Valentino, Colin Edwards. Stał on na samym środku padock'u w grupie dwóch osób - kamerzysta i spiker. Czekali w skupieniu, wsłuchując się w głos ze słuchawek które mieli w uszach. Czekali na sygnał wejścia na żywo. Byłem wyjątkowo sparaliżowany. Trzymałem aparat w ręce przewieszony przez szyje. Nie miałem doświadczenia w robieniu zdjeć znanym ludziom. Stałem i czaiłem się jak młody szczyl, kiedy podszedł do niego zawodowy fotograf. Colin podniósł głowę, odsłonił twarz z pod czapki z daszkiem a facet zrobił mu zdjęcie. Wyglądało to na zabieg niezwykle prosty. Chciałem coś zagadać przed nacisnieciem spustu lecz jabłko stanęło mi w gardle. Kilkukrotny mistrz swiata, który dosiadał w swoich swietlistych dniach Aprilii RSV startując w subernike, czy yamahy TECH3 w moto Gp, pochylił głowę. Uchwyciłem kadr i nacisnołem spust. Zdjęcie wyszło takie sobie ponieważ daszek od czapki zasłonił część twarzy. Byłem zły sam na siebie że tak nie udolnie do tego podszedłem. Należało zwyczajnie podejść, zapytać czy można zrobić foto i wykonać je. Każdy to wiedział z wyjątkiem mnie.

    Zbyt wiele się tam dzieje aby za wszystkim nadążyć. Trzeba by wygospodarować czas tylko dla siebie i poświecić go na wykonanie dobrych zdjeć. W przeciwnym razie człowiek jest rozkojarzony i nie wie czy nacisnąć spust migawki, czy skomentować ożywioną reakcję kolegi na przechodzące dziewczyny z monster team. Tak czy inaczej było przyjemnie.

    Sam wyscig głównej klasy moto Gp został przerwany ze wzgledu na wywrotkę na wirażu. Wszysko przesunęło się o pół godziny. W końcu chłopaki ponownie ustawi się na lini startu. Moja głowa pracowała na najwyższym poziomie. Wsłuchiwałem się w brzmienie 250 konnych silników jak i obserwowałem ich zachowanie tuż przed startem z odległości może 30m. Byli skoncentrowani na sto procent. Wzrok wlepili w najbliższy łuk i pochylili ciała jak się tylko dało ku przodowi.

    Tuż przed tym kiedy światło zmieniło swój kolor, każdy jeden zawodnik otworzył manetkę gazu do oporu, ufając bezwzględnie elektronice, jak i odliczając w głowie odpowiedni czas do zmiany swiatła. Ogromny hałas zmienił tonację kiedy silniki zaczęły pracować pod obciążeniem, zaraz po tym kiedy puszczone zostało sprzęgło. Motocykle gwałtownie nabrały prędkości. Flaki trzęsły mi się od tych decybeli jak i wibracji przeszywających na wskroś wszystko i wszystkich.

    Po chwili wszystko ucichło kiedy każdy z nich pokonał pierwszy zakręt. Pozostał tylko głos podekscytowanego komentatora w glosnikach, relacjonującego cały wyścig. Są oni naprawdę dobrzy w tym co robią. Wkładają w to tyle pasji i emocji co komentatorzy piłki nożnej, o ile nie wiecej. Znają się na rzeczy i definitywnie czują blues a. W końcu sami byli kiedyś zawodnikami motocyklowymi. Wiedzą co w trawie piszczy.

    Zawodnicy przejechali pełną pętle i przejechali przez prostą start-meta. Byli piekielnie szybcy na wyjściu z zakrętu i niewiarygodnie głośni. Poczułem wtedy zew natury. Uśmiechnołem się sam do siebie i pokręciłem głową. Wiedziałem że rywalizacja jest gdzieś wewnątrz mnie, głęboko zakorzeniona. Nie wiem dla czego, ale lubię patrzeć na wzmagania kierowców motocyki z ich rywalami, jak i czystą mechaniką jedośladów zmieszaną z elektroniką. Tworzą one pewnego rodzaju hybrydy motocyklowego sportu na najwyższym światowym poziomie.

 

    W zeszłym roku udało nam wejść się do garażu Bradley Smith. Same team'y miały więcej czasu, wszystko przebiegało zgodnie z ich planem i dlatego mogli przyjąć fanów i poświecić im trochę czasu. Trzeba miec sporo znajomości żeby wogóle było to możliwe. Nie znaczy to że sam znam tamtejsze towarzystwo. Byłem tam zdecydowanie na doczepkę. Wrażenia miałem jak najbardziej pozytywne choć nie było ekscytacji. Najprawdopodobniej wiek robi swoje. Choć może nie tyle ilość przeżytych wiosen co moment życia w ktorym się człowiek znajduje. Ciagle ewoulujemy i priorytety ulegają zmianie. Nic w tym złego, wręcz przeciwnie. Bez ewolucji i przewartościowania priorytetów z młodości utkneli byśmy w miejscu. Wciąż motocykle są gleboko we mnie choć potrafię sobie ich odmówić, dla dobra ogółu.

 

 

Pozdro

 

 

Only to fly

Komentarze : 3
2016-09-12 20:44:16 Calmly

Dzięki jazda na kuli
Chłopaki z Isle of Man opisują jakie mają doświadczenia z upływającym czasem. Mówią jednym chórem że podczas pokonywania pętli na wyspie na pełnej szybkości czas zwalnia. Twierdzą że są w innej czaso-przestrzeni w stosunku do mijanych ludzi.

IrekST - chętnie zobaczyłbym TT na żywo lecz jest to niemożliwe droga impreza. Bilety na prom trzeba zamawiać dwa lata wcześniej i wpłacić depozyt, bez informacji ile trzeba będzie do nich jeszcze dopłacić.

2016-09-12 20:23:34 IrekST

Super sprawa, mi też marzy się wyjazd na wyścig motoGP, również formułą 1 bym nie pogardził, no i wyspa Man... Sporty motoryzacyjne są super. Zazdroszczę możliwości uczestnictwa w tym wszystkim i to z tak bliskiej odległości :)

2016-09-12 19:35:53 jazda na kuli

kurde, tyllo pozazdrościć...
btw fajna ta refleksja o czasie. ja kiedyś przeczytałem gdzieś (pewnie u Kinga) że czas ma plastyczną naturę - gdy się spiszysz kurczy się i znika a gdy się nudzisz ciągnie jak plastelina :)

  • Dodaj komentarz