25.09.2016 10:53
Sierpień 2015
Sierpień 2015 zbliżał sie dużymi krokami, kiedy wykonywałem ostatnie czynności przygotowujące motocykl do dłuższego wypadu. Mianowicie klasyka w moim wykonaniu, czyli Anglia-Polska. Założyłem nową oponę na tył, zalałem świeżego oleju do silnika wraz z wymianą filtra. Zastanawiałem się nad napędem i tarczami hamulcowymi. Te drugie miały znaczny luz na tulejach łączących je do pajęczyny wewnętrznej części tarczy, która z kolei była przykręcona na sztywno do piasty koła. Łańcuch z zęmbatkami nie był taki zły, zużyty był najwyżej w 50%, lecz panikowalem nie potrzebnie z tego powodu. Kiedy tak w głowie sprawdzałem każdy element motocykla czy gotowy jest do przejechania kilku tyś kilometrów, popadałem w zwątpienie, zupełnie nie potrzebnie. Każda cześć ma wysoką wytrzymość i nawet przy znacznym zużyciu potrafi wytrzymać jeszcze sporą cześć powierzonych jej zadań. Zdałem sobie sprawę z tego że to typowe obawy przed wyjazdem. Najlepiej byłoby kupić nowy motocykl, no ale nie w tym rzecz. Zdałem sobie również sprawę z tego że centrum problemu jest myśl, którą sam generuję. Postanowiłem przymknąć oko co do obaw które mnie dręczyły i wbić sobie do głowy że wszystko przebiegnie bez zakłóceń.
Samo zgromadzenie bajzlu który był niezbędny, też pochłonęło trochę kaski. Na dobrą sprawę potrzebowałem tylko tank bag'u i to nie byle jakiego. Zbiornik benzyny TUONO wykonany jest z kompozytu i zastosowanie magnesowej torby nie miało najmniejszego sensu. Kupiłem więc specjalny, dedykowany produkt do Aprilii. Kosztował ponad £100 i wcale nie powodował uśmiechu na mojej twarzy. Wykonany był oczywiście bardzo precyzyjnie, z wysokiej jakości materiałów, ale jego pozycja i kształt na zbiorniku zaklucały całą linię motocykla. Może dlatego że wlew paliwa przesunięty jest do samego końca zbiornika? To tylko niuanse. 70cio litrową torbę miałem z poprzednich lat, tak więc miałem gdzie włożyć resztę swoich rzeczy.
Wieczór wcześniej zapakowałem wszystkie klamoty i przypiołem je do motocykla, parkując w zamkniętym ogrodzie z tylu domu. Chciałem wszystko mieć przygotowane, gotowe do jazdy, bez zbędnej szamotaniny z drzwiami garażu które chodzą wyjątkowo ciężko i głośno. Pasowało mi być o krok bliżej wyjazdu następnego poranka.
Wstałem wyjątkowo wcześnie bo o 2giej rano. Dzielnica spała a pobliskie latarnie były zgaszone ze wzgledu na oszczędności miasta. Na motocyklu osiadła rosa. Stał on w całkowitej ciszy, w bezruchu, niczego nie świadomy. Podniosłem go do pionu z bocznej podstawki i przeprowadziłem na drugą stronę domu. Wykonałem procedurę tuż przed rozruchem zimnego silnika i nacisnołem starter. Explozja dzwięku wdarła się do sypialni pobliskich domów . Posadzka drżała przenosząc dodatkową informację potęgi V2. Wszystko miało się zacząć za kilkanaście sekund. Snop światła oświetlał niewielki skrawek przed motocyklem odsłaniając niewielką część nocnej tajemnicy. Wyobrażałem sobie, że jeszcze dzisiejszego wieczoru napije się zimnego piwa na polskiej ziemi.
Kurtka bez podpinki jak i spodnie textylne od kompletu pozwoliły na wdarcie się dość sporej ilości chłodu. Specjalnie jej nie zakładałem wiedząc, że temperatura na kontynencie ma sięgnąć 35'. Przed promem, który miał odpłynąć o 6tej, zapoznałem się z motocyklisą dosiadajacym BMW F 650. Czas oczekiwania mijał w przyjemnej atmosferze jak i bezpiecznej. Spokojnie każdy z nas mógł pójść do toalety bez obawy że coś zginie. Przygoda właśnie nabierała ostrzejszych konturów. Dlatego że nie sama jazda tworzy klimat podróży, lecz również i ludzie z którymi rozmawiamy. Podczas dalszej rozmowy przy kawie, już na pokładzie promu, okazało sie że chłopak jedzie na południe Europy, do Włoch. Dostał tam pół roczny kontrakt i wlaśnie wracał po krutkim urlopie. Jego praca polegała na tworzeniu przedniego spojlera do F1 Red Bull Team. Na tą informację szczena mi opadła. Zdałem sobie sprawę że praca którą ludzie wykonują w swoich żywotach, może być całkiem interesująca. Postanowiliśmy że pojedziemy razem przez Francję, Belgię, a potem się rozdzielimy. Tak też zrobiliśmy. Jazda wychodziła nam bardzo dobrze. Wyglądało to tak jak gdybyśmy znali się od dawna. Było dynamicznie. Jechaliśmy swoim tempem, omijając auta raz z lewej, raz z prawej strony.
Gdzieś w Belgi, podczas tankowania spotkaliśmy starszego gościa na motocyklu, o siwej, długiej brodzie. Zamienilismy z nim kilka zdań. Facet był Anglikiem i jechał do Niemiec w interesach. Postanowił zrobić to na motocyklu a nie samolotem. Jego jednoślad był nowiuteńki, z przebiegiem kilkuset kilometrów. Harley-Davidson ElectraGlide Ultra, w niebieskim metalicznym malowaniu, który lśnił jak żaden inny. Maszynę odebrał kilka dni temu i nasycał się wspaniałą, słoneczną pogodą - tak to opisywał.
Zacząłem dostrzegać jak wiele dzieje się w świecie na bieżąco, w momencie kiedy ma się wolne od więziennej pracy, w której spędzamy większość swojego życia. Relacje obcych dla siebie osób tętnią, każdy chce rozmawiać i pytać o najbliższe plany. Podobał mi się ten klimat i to bardzo.
Z poznanym nieznajomym z BMW podjęliśmy decyzję kiedy najlepiej będzie się rozstać, aby żaden z nas nie musiał nadkładać drogi. Na rozwidleniu autostrad F650 pojechała w prawo a ja pojechałem prosto. Obydwoje podnieśliśmy łapki na znak pożegnania.
Temperatura powietrza rosła coraz śmielej i przekroczyła 30'. Zacząłem tracić koncentrację w okolicach czternastej, jak i łamał mnie sen. Zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji i zjechałem na parking. W cieniu usiadłem na ławce przed którą centralnie zaparkowałem Aprilie Przyglądałem się jej. Wygladała dobrze. Torba którą umiesciłem na zadartym do góry ogonie jeszcze bardziej podkreślała jej agresywność, jak i odsłaniała pączka o szerokości 190mm. W tym czasie na parking zjechał jaguar XK Portfolio. Przetoczył się powolutku obok mojego motocykla warcząc pięcioma litrami skręconymi w ośmiu cylindrach. Anglika prowadził facet koło sześćdziesiątki z opaloną pasażerką przed czterdziestką. Nie zatrzymywali się. Ich dach automatycznie zostawał składany i chowany pod maską bagażnika. Kiedy funkcja dobiegła końca usłyszałem ożywioną reakcję V8 500hp + . Obroty zostały wykrecone do końca, aby automat błyskawicznie zmienił przełożenie na wyższe. "Dżag" natychmiast nabrał prędkości. Ja pozostałem na ławce, z butelką rozgrzanej przez słońce wody w ręku. Jeszcze przez chwilę mogłem wsłuchiwać się w malejącą tonację dźwięku oddalającego sie sportowego auta.
Zmieniłem taktykę. Włożyłem stopery do uszu które do tej pory trzymałem w kieszeni. Rozpiołem delikatnie kołnierz kurtki i pozostawiłem chustkę na szyji tak, aby chłodzić delikatnie swój korpus, minimalizując jednocześnie wpadanie za kołnierz owadów. Uchyliłem jeszcze szybę kasku aby mieć dodatkowe chłodzenie. Gorąc był niesamowity a w słońcu było lekko ponad pięć dyszek. Wszystkie te zmiany diametralnie zmieniły jakość samopoczucia. Mogłem bez problemów utrzymać koncentrację pomiędzy tankowaniami. Był nawet czas na obejrzenie motocykla. Kontemplowalem jego detale jak i obserwowałem prawie pustą po horyzont autobanę w kierunku wschodnim. Cień motocykla jak i jeźdźca i jego bagażu powoli zaczął się rozciągać wraz z osuwającym się za plecami słońcem.
W okolicach Drezna, gdzieś na niemieckiej wsi umówiony byłem z mamą. Droga była kręta i równa jak stół. Przyszedł czas na zeszlifowanie rantów opon. W końcu mogłem użyć skrzyni biegów i zmieniać przełożenia, raz w górę raz w dół. Nawet kożystalem z przedniej klamki, uruchamiajacej dwa zaciski brembo przy przednim kole. Jechałem dynamicznie i płynnie. Mimo otępienia i pewnego stopnia zmęczenia, kręta droga ożywiła mnie znacznie. Nasycałem się tamtą chwilą.
Na miejscu u mamy zjadłem wspaniały sernik na zimno ze świeżymi owocami jak i pociągnąłem zimnego kompotu. Co ciekawe, plan był taki aby zostać tam na noc. Zmieniłem go w głowie jeszcze przed wyruszeniem. Kiedy zobaczyłem mamę, od razu zauważyła co się święci. Zapytała tylko:
- co, jedziesz dalej?
- tak bedzie lepiej, i tak bym nie zasnoł.
Godzinę przed zachodem słońca jeszcze raz dosiadałem aprilii tuono. Niebo miało piękny kolor błękitu i pomarańczy. Temperatura otoczenia spadła, choć wciąż było bardzo ciepło. Wjechałem na autostradę w stronę Zgorzelca i obserwowałem gigantyczną, kłębiastą chmurę w której kierunku jechałem. Miało przecież nie padać więc o deszczu nawet nie myślałem. Po przekroczeniu granicy polsko-niemieckiej towarzyszyło mi pasmo Karkonoszy po mojej prawej jak i zaczęło się błyskać po mojej lewej. Wciąż nie wierzyłem że bedzie padać. Opad był gwałtowny i obfity. Krople były wielkości orzechów laskowych i tłukły z całym impetem po moim ubraniu aż do fizycznego bólu. Skuliłem się za szczątkową szybą owiewki, co i tak niewiele pomogło. Ulewa tak jak szybko się zaczęła, tak samo szybko się skończyła.
Jeszcze przed Wrocławiem spotkałem polską rodzinę mieszkającą w Hiszpani. Jechali do kraju na wakacje, identycznie jak ja. Ich środkiem lokomocji był siedmio osobowy Ford, wypchany po brzegi majdanem. Chwilkę pogadaliśmy, gdyż mój motocykl stał obok ich auta. Opowiadali jak też jeżdżą na motocyklu u siebie, lecz z całą rodziną na wakacje motorkiem jechać się raczej nie da. Byli bardzo życzliwi i uprzejmi. Odoprowadzili mnie wzrokiem kiedy opuszczałem stację paliw. Była już wtedy całkowita ciemność.
Na bramkach na A4 które rozpoczynają odcinek płatny pobrałem swój bilet. Trochę mi to zajęło czasu. Musiałem zciągnąć rękawicę, a potem znowu ją założyć. Trochę mnie to rozdrażniło. Miedzy kolanami grało włoskie V2 którego nie gasiłem. Zapiołem jeden i ruszyłem, zdrowo otwierając rolgaz. Natychmiast poczułem jak przednie kolo straciło kontakt z podłożem. Przytrzymem manetkę w tej samej pozycji aby po chwili otworzyć ją jeszcze bardziej. Przez przypadek udało mi się zrobić całkiem ładne wheely. Czas wtedy zwolnił i oglądałem całą tą sytuację z perspektywy aut stojących z boku, na pasie w przeciwległym kierunku. Lśniący motocykl w świetle nocnych latarni o nie tuzinkowym brzmieniu. Przednie koło w powietrzu, przygarbiona sylwetka kierowcy, praca przedniego jak i tylnego zawieszenia po powrocie przedniej gumy na rozgrzany asfalt. Cała sensacja nie trwała długo. Jej aktor zniknęli w ciemności nie oświetlonej dalej autostrady. Pozostało tylko krutkie wspomnienie w czaszkach kierowców oczekujących na zapłatę za przejazd A4, jak i wibracja rasowej V2, której dźwięku nie da się tak po prostu zapomnieć.
Na miejsce dotarłem o 22.30. Było bardzo puźno. Grill na którego wydawało mi się że zdążę był zgaszony, a bramka na podwórko zamknięta. Panowała całkowita ciemność i cisza. Podniosłem głowę do góry i popatrzyłem na wyraźne zagęszczenie gwiazd drogi mlecznej. Pomyślałem jak to dobrze jest widzieć tą część nieba. Wtedy usłyszałem głos swojej żony. Marcin to ty? Co ty tu robisz, miałeś zostać u mamy. Pomyślałem że chętnie napił bym się z wami zimnego piwa... Wchoć szybko, jeszcze mamy jedno w lodówce...
Aprilia spisała się bardzo dobrze. Jej masa nie zgoliła opon w centralnej ich części, jak miało to miejsce w Hondzie Blackbird. Moment obrotowy silnika był wystarczająco mocny lecz nie powodował rozciągnięcia łańcucha - przez 1600 km nie naciągałem go ani razu. Wygoda była na całkiem dobrym poziomie choć znacznie wiało. Nie ma co się dziwić skoro jeździ się na naked bike'u. Sama ekonomia uzależniona jest mocno od stylu jazdy. Przy moich 160km/h trzymanych praktycznie cały czas, tuono chlipneła 7.5 litra benzyny na każde 100km drogi. Jedyne do czego mogę się przyczepić to do braku aksamitnej pracy silnika na niskich obrotach, jak ma to miejsce w rzędowych czwórkach, co bardzo przydaje się podczas dalekich wypadów. Zbiornik paliwa mieści jedyne 18 litrów i co 200 km musimy się zatrzymać na tankowanie.
Wypad udał się jak najbardziej. Podczas całej trasy Ipswich-Grodków i spowrotem zrobiłem około czterech tyś kilometrów. Charakter został szlifnięty ze względu na dluuuugi czas spędzony samotnie w siodle motocykla. Ten czas był wyjątkowy ze względu na przemyślenia jakie dopadają człowieka.
Pozdro
Only to fly
Komentarze : 4
Dzięki za słuszną uwagę co do ortografii.
Fakt że piszę każdy felieton na telefonie nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
Postaram się poświecić więcej uwagi na pisownię. Dzięki
Artykuł byłby idealny, gdyby nie te błędy ortograficzne :-( kole to w oczy strasznie. Jeśli pisze się coś więcej niż komentarz do jakiegoś artykułu, warto poświęcić więcej uwagi ortografii. Pozdrawiam.
Tak, pakowanie, całe przygotowania, to zawsze największy problem. Cała ta "sraczka przed wjazdowa" jest mocno męcząca. Na szczęście zawsze w momencie w którym wsiadamy na motocykl, wszystko to zostaje z tyłu, a liczyć zaczyna się tylko droga i bezpieczny dojazd do celu. Pozdro!
"centrum problemu jest myśl, którą sam generuję" nic dodać, nic ująć
fajna traska