16.09.2017 16:02
ŚCIERPNIĘTA MOSZNA
Noc spowiła całą przestrzeń. Miasto zaczęło układać się do snu kiedy patrolowałem je w siodle niemieckiej damki. Sprawiało mi to ogromną radość móc widzieć każdy detal mijanej drogi jak i czuć zapach powietrza. Po raz pierwszy w tym miejscu używałem oświetlenia rowerowego, nie dlatego że w końcu poszedłem po rozum do głowy, lecz dlatego że mogę sobie na nie pozwolić. Jedna z dwóch głównych ulic po której jechałem daje dobry wgląd na jej strukturę. Widać dokładnie krzywiznę zakrętów i to jak lekko pnie się w górę w jej dalszej części. To tutaj sprawdzało się między innymi jak mocne są motocyklowe silniki. Przed laty, w czasach kiedy zaczynałem jeździć nie było łatwego dostępu do jednośladów z brzuchami więzionymi wewnątrz siebie cztery cylindry. Górowały przede wszystkim MZ, JAWY, WSK, SIMSONY. To na nich przede wszystkim się jeździło.
Cisza i nostalgia wieczoru została przerwana. Za moimi plecami usłyszałem motocyklowy silnik wchodzący na obroty. Po jego wyłonieniu z za zakrętu mogłem usłyszeć lepiej jego pracę . Rozpoznając wydech wiedziałem że jest to CBR929, parkowana pod blokiem na osiedlu gdzie kiedyś mieszkałem. Nie odwracałem głowy. Kierowca i tak strzelił ze sprzęgła i wyprzedził mnie na jednym kole, wykręcając bieg do końca, aż do odcięcia. Opuścił przednie koło na jezdnie aby jeszcze troszeczkę podgonić tempo, przepinając kilka biegów w górę. Zdałem sibie sprawę że trochę czasu upłynęło pod moją nieobecność, a młodzież jeździ w troszeczkę innym stylu niż my z przed prawie dwudziestu lat. Teraz nie pali się papierosów przy założonym integralnym kasku, ani nie jeździ się z ręką w kieszeni ramoneski, aby utrzymać jej ciepłotę w letni wieczór przy prawie stu czterdziestu na godzinę. O porządnych rękawicach w tamtych czasach można było jedynie pomarzyć. To właśnie na tym mentalnym ćwiczeniu spędzało się najwięcej czasu.
Po dłuższym posiedzeniu u kolegi, odprężony whisky gospodarz zagadnął:
- jeżeli chcesz "giksa" to możesz spokojnie go wziąć. Dodał że i tak na nim nie jeździ a po co ma stać i się marnować. Z wyrazami szacunku i wdzięczności odpowiedziałem:
- jest to motocykl, twoje mechaniczne dziecko i nie daje się go od tak, dla kolegi żeby sobie pojeździł.
- wiem co robię i wiem komu pożyczam - odparł.
Sam nie wiedziałem jak mam się zachować w tej sytuacji bo wystarczyłaby mi CB250 którą wciąż mam. Nie czułem potrzeby dosiadania super sporta, tylko dlatego że jest to możliwe. AK dodał żebym się nie zastanawiał zbyt długo, bo on na moim miejscu wziąłby ją. Zgodziłem się.
Motorek ma przebieg w okolicach trzydziestu pięciu tyś i jest w bardzo dobrym stanie jak na rocznik dziewięćdziesiąty piąty. Nie mowię tutaj o plastikach które straciły kolor od wypalenia przez słońce, lecz o mechanice. Wszystko było na swoim miejscu a silniczek i przeniesienie napędu pracowało miękko. Suzuki GSXR750 stało dość długo w garażu i wymagało uwagi od strony estetycznej. Postanowiłem się tym zająć. Pasta polerska kupiona u kolegi w sklepie motoryzacyjnym miała przywrócić lśnienie aluminiowych elementów. Lubię spędzać czas przy motocyklu podczas jego czyszczenia, to mnie odpręża. Można wtedy przyjrzeć się mu z bliska. Mamy czas na odnalezienie ewentualnych usterek, sprawdzenie prawidłowości naciągu łańcucha, klocków hamulcowych, oleju silnikowego, ciśnienia w ogumieniu. Jest to czas wyjątkowy ze wzgledu na narodziny pierwszych relacji pomiedzy organizmem żywym i mechaniką. - Historia tego motocykla znana jest przeze mnie od samego początku. AK kupił ją w Szkocji od człowieka który zrobił pełny serwis motocykla przed sprzedażą. Pamietam jak do mnie zadzwonił z tą informacją. Niewiele po tym byłem u niego z kaskiem w ręku aby sprawdzić jak GIX jeździ. W następnych dwóch tygodniach przyspieszyłem działania związane z kupnem własnego motocykla i nabyłem niebieską Super Blackbird.
Po przekręceniu kluczyka w suzi nie słychać żadnej pompki paliwa, jedynie zapala się zielona kontrolka wraz z czerwoną, informując o gotowości do rozruchu. Silnik zapalał za każdym razem bez zająknięcia. Sportowa puszka generowała sporą ilość decybeli, aż nad to. Oddawanie mocy było liniowe bez napadów nadmiaru mocy, łagodne. Było jej zawsze wystarczajaco, pod warunkiem że umieliśmy korzystać ze skrzyni biegów. Silnik od sześciu tyś generował znaczną ilość wibracji co skutkowało ścierpniętą moszną. Myśle że można do tego przywyknąć, dlatego że tylko za pierwszym razem doznałem ścierpnięcia intymnego miejsca.
Czas miałem jak zwykle ograniczony ale udało się wyjechać w pełnym kombinezonie pod wieczór, na nocny wypad. Owady trzaskaly bez opamiętania pojawiając się niczym gwiazdy w przestrzeni kosmosu. Podwójna lampa pracująca w trybie drogowym wyświetlała film w szerszej perspektywie ukazując pełny jego obraz, bez żadnych obróbek. Na wyjściu z ciasnego zakrętu, obok zebrania wiejskiej społeczności postanowiłem sięgnąć wysokiego C. Trzeci bieg i długa prosta pnąca się do góry umożliwiły to. Wydech wyrzucił ogromne ciśnienie spalin rozkręconego prawie do 13000 silnika. Siedemset pięćdziesiątka udowodniła tym samym że jej geny nie bez poparcia pochodzą w prostej lini od motocykli wyścigowych.
Okolica na szczycie wzniesienia odsłoniła farmę białych wiatraków na tle pasma Sudetów skąpanych w prawie całkowitej ciemności. Widok dla moich oczu był surrealistycznym doświadczeniem. Miałem wrażenie jakby miejscówka w niedalekiej odległości od mojego miasta nie miała prawa tam istnieć. Wiele się zmieniło pod moją nieobecność, włącznie z energią tamtego miejsca.
Na nowiutkiej obwodnicy Nyskiego miasta trzymałem na zegarku powyżej drugiej setki. Zdałem sobie sprawę że lubię uczucie tak dużego pędu dlatego że powoduje on uczucie pewnego rodzaju lekkości. Powietrze mocno wtedy gęstnieje stawiając nie mały opór, dając odczuć fakturę każdego atomu. Droga była całkowicie pusta a do rąd na tamtym odcinku dojeżdżałem na całkowitym zamknięciu, nieznacznie używając hamulca, zrzucając biegi raz po raz. Tłumik warczał odpowiednio głośno, strzelając dopalaną benzyną jak z karabinu maszynowego. Była już wtedy całkowita ciemność.
Poza obwodnicą było zachowawczo i całkiem spokojnie, tyle co nakazywało prawo. Nawet puściłem przodem CBR600F3 dając kierunek w prawo i robiąc jej miejsce. Chłopak w nowej skórze podziękował i zaraz potem odjechał. Było nawet pozdrowienie z grupką dwóch sportów nadjeżdżającą z naprzeciwka.
Muszę przyznać że suzuki sprawowała się wzorowo, lecz mimo to nie wprowadziła mnie w stan uniesienia jak z przed laty. Nie chodzi tutaj o rodzaj jednośladu lecz o fakt bycia odosobnionym od innych? Może gdyby jechać na dwa lub więcej motocykli byłoby inaczej?
Napewno przychodzi czas w rzuciu każdego człowieka kiedy pewne sprawy ulegają przewartościowaniu. Nie z przymusu lecz z naturalnego, płynnego biegu życia. To dobrze że tak się dzieje, bo to niepodważalny znak że się rozwijamy.
P.s
Delikatnie przyspieszałem. Tonacja sportowego motocyklowego silnika rosła a wraz z nią chęć rockręcenia go bardziej. Trzeba było wykazać się ogromną siłą woli aby tak się nie stało. Przepiąłem bieg wyżej. Nowy napęd miękko zamortyzował puszczenie sprzęgła potrząsając delikatnie motocyklem. Wydech znowu grał swoją pieśń a moja wola znowu wystawiona została na ciężką próbę. Było bardzo ciężko nie dać się sprowokować i tym samym wystawić na ewentualną utratę prawa jazdy. Przed motocyklem była długa prosta nowej obwodnicy mojego miasta. Niewytrzymałem. Przytrzymałem gaz otwarty chwilę dłużej aby po chwili zwiększyć ciąg. Wydech piał pięknie, jak stado kogutów na wiejskim podwórku. Wskazówka sięgła trzynastu tyś kiedy dałem bieg wyżej i jeszcze jeden do góry. Maluteńkie cyferki prędkościomierza były niemożliwe do odczytania. Zapamiętałem tylko wychylenie igły, aby pózniej, na postoju odczytać wartość 240-250. Tak oto jeździ GSXR750 z dziewięćdziesiątego piątego. Spontanicznie, bez cienia zadyszki... Wiedziałem że tak będzie... :)
Pozdro
Let The River Flow