02.02.2019 00:20
W grze
Przejechać północną stroną obwodnicy Londynu na wschód, w wieczornych godzinach szczytu, należy do zadania nie łatwego. Cztery pasy przypominają rwącą rzekę, ciagle zmieniających swe położenie aut. Prowadząc sześcio osiowy zestaw o niewielkiej masie 25 ton i zabrudzonych od soli lustrach, należy wykazać się najwyższą uwagą i całkowitym spokojem. Nerwowe ruchy są niewskazane, a przewidywalność zachowania innych niewymierna. Czarna, gorzka kawa - już zimna - wciąż chlipana z papierowego, dziurawego kubka przyspiesza myśl. Można dzięki niej więcej widzieć, szybciej przetwarzać dane, reagować natychmiast do różnorodności sytuacji.
W takich okolicznościach pojawia się nikt inny jak sama adrenalina. Produkowana przez nadnercza, prosto wstrzykiwana do układu żył niczym narkotyk. Powoduje mocniejsze uderzenia pompy serca, wprowadza w stan kontrolowanej ekstazy.
Dochodzi do tego wszystkiego jeszcze czas, który jest niezwykle istotny, pilnowany jak pacierz. W tym konkretnym przykładzie było go niezwykle mało, popychany do granic, do końca. Dochodziła dziesiąta godzina prowadzenia po przejechanych ponad siedmiuset kilometrów.
Wnętrze kabiny pogrążone było w ciemnościach, oświetlone jedynie bladym światłem wstecznych, czerwonych lamp poprzedzających pojazdów. Jednostajne dźwięki szumu opon wprowadzały w stan hipnozy i głębokiego zamyślenia. Czas własnej introspekcji, otwierający bramy informacji niedostępnych dla wszystkich. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę że można się od tego wszystkiego uzależnić. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Dlaczego pisze o tym zdarzeniu tutaj, na riderblogu? Dlatego że droga jest wspólnym mianownikiem wielu ludzi, nie koniecznie posiadających motocykl w danej chwili. Wśród nich są tacy co klarownie czują oddziaływania szosy, ciągłego ruchu, mijającego krajobrazu, wschodów i zachodów słońca, pełni księżyca i horyzontu który ciagle ucieka, pozostaje niedościgniony. To on sprawia że wciąż chce się jechać, odsłaniając i dawkując kropla po kropli znane, jak i nowe okolice. To przecież on, nazwany i sklasyfikowany jest linią, nigdy nie osiągniętą przez nikogo. Każdy o tym wie i każdy chce go dotknąć, pomacać, obcować z nim. Staje się on narzędziem w drogowej grze, jaką jest poznanie samego siebie. To przyjemna gra, nie każdemu dająca tyle satysfakcji co tym, którzy przypuszczają o co w niej chodzi.
Motocykle pozostaną do końca bezkonkurencyjne w stosunku do innych pojazdów na drogach, to pewnik. Widziane są dość krótko, ze względu na ich większe prędkości przelotowe jak i gabaryty, kiedy utkniemy w korku. Pamietajmy jednak że my motocykliści jesteśmy obserwowani na trasie, niewiadomo kiedy i przez kogo. Są to spojrzenia tych co mocno czują że gra wciąż trwa, niezależnie od umiejscowienia w danej chwili.
Pozdro
Komentarze : 2
Cześć jazda na kuli.
Czas jazdy przedłużyłem o godzinkę, na szczęście można skorzystać z tego zabiegu dwa razy w tyg.
Tak przypuszczałem na podstawie Twoich komentarzy, że śmigałeś kiedyś lub śmigasz obecnie ciężarówką.
Tamten dzień był tym wyjątkowym, wszystko zazębiło i udało dotrzeć się na miejsce z trzema minutami zapasu :)
Pojeździłbym ciężarówką. Od czasu zrobienia prawka na moto, czyli od 2012 już nie jeździłem. Pięknie się płynęło....
Ps to ładnie wtedý przekroczyłeś czas pracy :)