Najnowsze komentarze
Dzięki chłopaki. W Londyńskim ruc...
Jeździłem i potwierdzam. Dobre to ...
Okularbebe2 do: KTM 1290 Super Duke R
Dzięki ! Tak właśnie to powinno zo...
Coś w tym jest co piszesz. Lepsze ...
czasem stary hebel ma więcej chara...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

25.12.2016 17:13

Pierwsze trzy biegi

     Z racji tego że w tej chwili nie posiadam żadnego motocykla, postanowiłem sięgnąć pamięcią w stecz, do czasów mieszania benzyny z mixolem, olejem do dwusuwów. Był to okres obfity w zdarzenia motocyklowe różnego rodzaju. Jeździło się ciągle, bez przerwy, na tyle na ile pozwalały warunki finansowe. Pory roku nie odgrywały większej roli. Deficyt w obcowaniu z motocyklami był ogromny. Na samą myśl o nich człowiek zaczynał się trząść. Oto jeden z nich.

 

 

     Okres szkoły średniej był czasem w którym myślami było się gdzieś indziej w stosunku do otaczającego świata. Trwał język polski kiedy obserwowałem przez okno pracowni dorosłe drzewa posadzone wzdłuż drogi, za którymi kryła się kratownica pól zakończonya ścianą lasu. Rozmyślałem o swojej MZcie, będąc mentalnie daleko od obowiązków szkolnych.

     Styczeń należy raczej do zimnych miesięcy lecz w tamtym dniu termometr wskazywał niebywałe 10'. Jednym słowem upał, zimowy upał. Człowiek czuł się niesamowicie dobrze. Koniec piątej lekcji wychylał wskazówki zegarka w położenie dwunastej trzydzieści, miałem więc mnustwo czasu do zachodu aby wykożystać ten dzień. Ptaszki ćwierkały, wiatru nie było, słońce wisiało na niebosklonie. Plan w głowie był już ułożony, wiedziałem że jest to mój czas.

     Wpadłem do domu, rzucając plecak przez przedpokój do mojego pokoju. Zanim torba z zawartością kilku zeszytów zderzyła się z podłogą, ja przygotowywałem już coś do zjedzenia. Włożyłem na siebie skórzaną motocyklową kurtkę kupioną w sklepie z odzieżą używaną - czytaj lumpeks - i pojechałem rowerem do miejsca gdzie trzymałem motocykl.

     ETZ znajdowała się na drugim piętrze i trzeba było ją zwieść na dół za pomocą towarowej windy. Czynność tą miałem opanowaną do perfekcji, tak że motocykl stał już na dole z zapalonym silnikiem w niespełna cztery minuty. MZ w tamten dzień pracowała z kranikiem odkręconym w pozycję pion, co świadczyło o ilości benzyny większej niż rezerwa. To dodatkowo poprawiało humor. W tamtym okresie kasę przeznaczało się przede wszystkim na wachę i ewentualnie piwo, które z kolei dyskwalifikowało człowieka do prowadzenia jednośladu. Nie żadko brakowało na jedno i drugie.

     Wyjechałem na miasto na przetarcie szlaków aby sprawdzać co w trawie piszczy. Włócząc się po osiedlowych dróżkach spotkałem kolegę M który robił dokładnie to co ja, mianowicie nasycał się piękną aurą w siodle swojego skutera fifty cc. Postanowiliśmy pośmigać razem.

     Na jednym ze skrzyżowań czekając na drodze podporządkowanej dostrzegłem monstrum o którym wiele słyszałem. Była to własność mojego kumpla. Dołączył do nas, ja jako prowadzący "grupę" i żądny obejżenia motocykla pojechałem na parking przy mojej szkole. Po dotarciu na miejsce i ściągnięciu kasku zacząłem się wypytywać co to za moto. Odpowiedź była spokojna i wyważona - ZXR750. Kawasaki było przerobione na streetfighter'a pomalowanego na czarny metalic. Wydech był sportowy o dużej średnicy wylotu o końcówce wywinientej jak streczowy golf. Zadupek odsłaniał oponę 180mm, tworząc surrealistyczny obraz motocykla. Wszystko było w niej inne. Takie mięsiste, przepastne, wyraźne. Po kilku minutach rozmowy i oględzin nie wytrzymałem:

- mogę się karnąć - zagadnąłem

- dobra, ale nie kręć jej za mocno - odparł W.

     Podniosłem prawą nogę i siadłem na sportowej, twardej kanapie lub bardziej taborecie. Za sterami czułem się jak w kokpicie Jumbo Jet'a. Masa motocykla szarpniętego z kosy do pionu potęgowała wrażenia. Nacisnołem starter i poczułem co to znaczy praca czterech cylindrów w rzędzie zasilanych czterema gaźnikami. Cała konstrukcja mrowiła delikatnie. Po dodaniu gazu silnik natychmiast wchodził na obroty. Odbywało się to zupełnie inaczej niż w moim dwusuwie, w którym silnik może i chciał nabierać obrotów ale co do zejścia z nich, zajmowało mu to całą wieczność.

     Zapiąłem jeden i popusciłem sprzęgło. Motocykl ruszył jak gdyby nic nie ważył, gdzie masa jego była prawie dwukrotnie większa niż w ETZ. Dojechałem do drogi z pierwszeństwem przejazdu. Sprzęgło i lekka przegazówka. Silnik warknął podnosząc białą igłę obrotomierza z miejsca. Sprawdzenie czy nic nie jedzie i znowu ruszam. Gdy ustawiłem się prosto do kierunku jazdy pewniej dodaję gazu. Reakcja była dość nagła. Zmiana na dwa. Nie trafiłem. Poprawiam ze zgrzytem. Weszło twardo, siedzi. Przepinam na trzy. Prędkość oscyluje na poziomie 70-80km/h. Mijam wizytówkę małego miasteczka - wierzę ciśnień. Przede mną białe kombi skręcające w prawo, w ulice Fornalskiej i lekki łuk w lewo. Opuszczam prawy pas i pochylam się nad zbiornikiem paliwa otwierając gaz śmielej. Motocykl zaczyna tak ciagnąć że muszę zacisnąć ręce na kierownicy mocniej i ścisnąć zbiornik udami. Szybkość drastycznie wzrasta powodując drgania crossowego kasku. Przytrzymuje gaz otwarty jeszcze przez chwilkę. Dalej nie ryzykuję. Zamykam dopływ benzyny i rozpoczynam hamowanie. Japoniec nie zwalnia tak jak bym tego chciał. Masa i prędkość robi jednak swoje. Redukuje na dwa. Tylne koło traci na moment przyczepność. Silnik kipi namacalnym, wściekłym temperamentem schodząc z obrotów. W wydechu cały czas dopala się benzyna powodując explozje, jedna po drugiej.

     Zawracam na małym skwerku na końcu miasta. Znowu ruszam. Tym razem szybciej załączam trzy pierwsze biegi i w tamtej chwili nachodzi mnie myśl - ciekaw jestem jak to jest przy szybkim otwarciu kanałów ssących. Robię to. Dźwięk od razu zmienił tonację wspinając się po skali w kierunku wysokiego C. Ja żądny większych emocji otwieram go jesze bardziej. ZXR pokazało w pełnym wymiarze na co ją stać, odsłaniając karty którymi grają odważne chłopaki. Ciąg tego pieca z szesnastoma zaworami w głowicy był niewiarygodny. Brutalna, czysta siła wystrzeliwująca mnie w przestrzeń. Prędkoś rosła w oszałamiającym tempie. Kask do kierunku jazdy musiałem ustawić pod lekkim kątem minimuzując drgania. Powietrze zgęstnialo do poziomu wody. Skóra na policzkach zaczęła się rozciągać poddana potężnemu przeciążeniu. Okulary przeciwsłoneczne, będące ich przednią częścią zamocowaną za pomocą gumki od majtek do kasku zaczynają mocno się trząść. Obraz drogi staje się zamazaną perspektywą gdzie trzeba celować w punk. Przejrzystość staje się słaba i w końcu nieczytelna. Decyduję o zamknięciu ciągu.

 

     Na miejcu zdaje relacje chłopakom jak było. Oni wnikliwie mi się przyglądają. Twarz mam czerwoną jak indor, załzawioną i zasmarkaną. Jestem w amoku. Dosiadam swojej ETki i wiem już, że świat nigdy nie będzie wyglądał tak samo.

     Na dole fota ściągnięta z netu, przypominająca kształty minionych lat.

 

Komentarze : 4
2017-02-17 09:18:46 Calmly

Dziękuję za komentarze.
To prawda w 100%tach że na ortografii nie uważałem, choć j. polski był moim ulubionym przedmiotem.
Muszę na poważnie zająć się zainstalowaniem porządnego programu do pisowni. Przypomnę jeszcze że każdy felieton piszę na telefonie, który slownik ma cieniuteńki -).
Jak widzicie to w usprawiedliwieniach mam doświadczenie :).

Pozdro

Only to fly

2017-02-17 08:36:47 Lestat77

No właśnie! Dobry styl, ale ortografia fatalna - od razu widać, ze naprawdę nie uważałeś na lekcjach j. polskiego ;P
Pierwsza przejażdżka "prawdziwym" moto to niezapomniane wrażenie! LwG

2017-02-16 06:47:05 takitam

Proszę sprawdź błędy ort przed publikacją ... Bo piszesz fajnie :) Bardzo fajnie !

2016-12-26 17:22:01 PACHOL

hah jak świetnie opisane! szkoda że nie masz jego zdjęć;)

  • Dodaj komentarz