Najnowsze komentarze
Dzięki chłopaki. W Londyńskim ruc...
Jeździłem i potwierdzam. Dobre to ...
Okularbebe2 do: KTM 1290 Super Duke R
Dzięki ! Tak właśnie to powinno zo...
Coś w tym jest co piszesz. Lepsze ...
czasem stary hebel ma więcej chara...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

16.06.2020 23:46

Kompendium

Motorek reagował na gaz całkiem dobrze. Przyspieszał lekko. Sportowa pucha niosła echo i nie pozwalała zapomnieć o fakcie jazdy na motocyklu.

    Odpowiedzieć nie padła jednoznaczna. Powiedział że pierwszy bieg nie działa poprawnie i że zaraz pokaże mi w czym rzecz. Przewiózł się obok mnie dając mi usłyszeć o co chodzi. To było to samo co stało się z szóstym biegiem w mojej FZ750 jak i trzecim biegiem u bandyty Motolupy. Nieprzyjemne łomotanie czy bardziej grzechotanie.

 

     - Spoko nie ma problemu, wcale nie muszę się przewieźć, oznajmiłem.

     - Nie nie. Jak chcesz to jedź, tylko uważaj na jedynkę, oznajmił młody chłopak, właściciel motocykla. 

 

     Kiedy siedziałem już w siodle, zeskanowałam cały pokład przyrządów, czyli ustawienie kierownicy jak i samych klamek, sprzęgła i hamulca. Nic więcej nie było, prędkościomierza brak. Tuż przed ruszeniem powiedział mi kilka słów wprowadzenia. Hamulec przedni nie działa, tu masz sprzęgło a tam są biegi. Model motocykla to..., no właśnie, marka nie znana, 110 pojemności w czterosuwie i cztery biegi, na sportowej puszce. Motocykl off road’owy, na małych kołach. Dopiero później, w fazie analizy, doszedłem do wniosku że bardzo dobre jest zachowanie kierowcy, kiedy jeden drugiemu przekazuje ważne informacje na temat motocykla. Informuje o pewnych dysfunkcjach, to ważne.

 

     Okoliczności były raczej nietypowe. Ognisko z kolegami, kiłbachą i piwem, pod wyrastającym ze zbocza nabrzeża dębem. Plaża i tuż po zachodzie słońca, lecz wciąż widno. Kiedy nieznajomy oddał mi swój sprzęt, wcześniej zatrzymał się koło nas aby przeczekać deszcz. Pogadaliśmy trochę i przeczekaliśmy obfitą, dziesięcio minutową burze z piorunami.

 

    Powietrze było bardziej niż świeże, wilgotne i ciepłe. Motorek ruszył lekko. Płynnie nabrałem prędkości aby nie nadwyrężać uszkodzonej jedynki i przepiąłem na dwa. Pęd był już zadowalający. Wiało pięknie. Można było odetchnąć pełną piersią jadąc piaszczystą plażą. Zaciągnąć się tą chwilą, być w niej całym sobą. Wrzuciłem trzy. Mógłbym tak jechać przed siebie do końca świata, gdybym tylko mógł. Nie chciałem jednak martwić właściciela który zapewne obserwował, jak jego motocykl oddała się i staje się małym punktem na tle ogromnej rzeki i mostu w oddali. To było moje pierwsze doświadczenie, aby prowadzić motocykl w takich okolicznościach. Grząski, lecz zbity piasek nie dawał idealnego podparcia dla kół obutych w kostkowe opony. Przez cały czas wężykował, był nie stabilny, lecz nie na tyle aby psuło to przyjemność z jazdy. Dopiero przy nabieraniu prędkości tendencja ustawała. Lecz przy stałej prędkości było po prostu specyficznie.

 

     Zdecydowałem nawrócić po dużym kole, aby zminimalizować ryzyko utraty przodu i w konsekwencji wywrotki. Z powrotem sięgnąłem większej prędkości na trzecim biegu. Motorek reagował na gaz całkiem dobrze. Przyspieszał lekko. Sportowa pucha niosła echo i nie pozwalała zapomnieć o fakcie jazdy na motocyklu. Tamta chwila należała raczej do tych jedynych, takich w których czuje się więcej. Była jak najbardziej spontaniczna, nie planowana, nie do przewidzenia. Świeżość powietrza nasycona zapachem alg zaraz po odpływie. Krystalicznie czysta myśl. Bycie w sytuacji całym sobą. Logiczne myślenie wyłączone, jedynie czucie i odbiór sygnałów płynących z eteru prowadziły mnie przed siebie. Gdzieś wtedy właśnie poczułem się na tyle bezpiecznie żeby otworzyć gaz szerzej, sięgając jakiś dziewięciu tyś obrotów. Na trzydzieści metrów przed ogniskiem przepiąłem bieg wyżej i sypnąłem z garści zmieniając tonacje silnika na niższą, wchodzącą na wyższy rejestr. Pochyliłem głowę na bok aby nie zahaczyć głową o liście wspomnianego wcześniej dębu. Wydawały się być dość nisko choć była to wysokość jakichś dwóch metrów. Przeleciałem obok chłopaków w odległości kilku metrów, wyrzucając z pod tylnego koła całkiem pokaźną ilość piachu. Zaraz potem zamoknąłem gaz i delikatnie wyhamowałem korzystając z jedynego, tylnego hamulca.

 

     Kiedy podjechałem z powrotem pod koronę rozłożystego dębu, właściciel zapytał jeszcze raz czy jeździłem wcześniej na motocyklach. Odpowiedziałem że coś tam śmigałem po lekcjach w szkole. Powiedział że nie zna nikogo kto by tak jeździł. Dodał że nigdy nie był nawet świadkiem takiej sytuacji. Miał osiemnaście lat i dało się zauważyć jego podniecenie. Pytał jak to możliwe aby tak zapier..., po piasku. On sam nie był w stanie pojechać tak swoim własnym motocyklem. Odpowiedziałem że nie wiem. Motocykl prowadził się stabilnie na otwartym gazie, odciążając przednie koło i dociążając tył. Zawieszenie utrzymało to wszystko w ryzach a opony wywiązały się z zadania wyśmienicie. Dodałem że było to coś bardzo spontanicznego i pierwotnego zarazem. Chłopaki również nie kryli entuzjazmu. Mówili że przeleciałem jak pocisk, że pokazałem młodemu jak należy to robić. Śmiali się i dało wyczuć się podniosłą atmosferę. Ja sam śmiałem się razem z nimi. Oznajmiłem że ostatni raz kiedy jeździłem motocyklem, było to ze trzy lata temu i że ta chwila jest czymś więcej niż sobotą trzynastego czerwca. Nogi mrowiły i były tak jakby z waty. Niewiarygodne. Rewelacyjne uczucie. Ostatni raz takiego kopa miałem sześć lat temu, kiedy z chłopakami z rodzinnego miasta, w starym składzie, zrobiliśmy „przelot czarnych po winylach, czyli Ducha nie gaście”. Są to te momenty w życiu które pojawiają się spontanicznie i zostają na zawsze w pamięci.

 

     Można by mieć pewnego rodzaju wątpliwości co do tego z jakiej płaszczyzny załączyłem ten wpis. Napewno nie z płaszczyzny ego, które musi być karmione, pielęgnowane, uwypuklane, dbane, promowane, wznoszone i nie zapomniane. Pisze to ze zwykłej potrzeby podzielenia się doświadczeniem związanym z motocyklami.

 

     Niesamowite jak motocykle potrafią wpływać na człowieka. Uruchamiając i uwalniając fabrykę związków chemicznych produkowanych przez nasz organizm, ale nie tylko. Pozwalają doświadczać, czuć, przeżywać, być i istnieć. Bo kiedy mokre włosy od deszczu owiewa pęd wiatru wywołany jazdą na terenowym motocyklu, wszechświat potrafi skurczyć się do jednej chwili. Do chwili tu i teraz.

Komentarze : 2
2020-06-18 13:12:35 Calmly

Coś w tym jest co piszesz. Lepsze jest złem dobrego.
Poza tym kiedy dojdzie do spotkania czterech żywiołów - piasku, wiatru, deszczu i ognia - dochodzi do różnych ciekawych zdarzeń.

2020-06-17 18:48:47 jazda na kuli

czasem stary hebel ma więcej charakteru i daje więcej radości z jazdy, jego niedoskonałości fascynują w zestawieniu z nudną fabrycznie nową perfekcją. z autami też tak jest.

  • Dodaj komentarz